Ma ktoś pomysł jak wywalczyć z bankiem sprawiedliwość i nie zbankrutować przy tym ...? Jak mi jedna z kancelarii policzyła koszta to jest to kilkadziesiąt tysięcy złotych wliczając w to pozwy itp... ?
Naj najlepszym sposobem na zatarg z bankiem jest wstrzymać spłatę kredytu do odwołania albo i nieodwołalnie - zależy od postawy bankstera. Powinno się też wyliczyć nadpłatę i wezwać do zwrotu. Jesteśmy w prawie, ponieważ nadpłata z nieuczciwych klauzul należy się z mocy prawa i w razie odmowy zwrotu możemy potrącać z kolejnych rat - nasze prawo podmiotowe art 498 kc. Raty odkładamy na walkę w sądzie, czekamy spokojnie na pozew. Przygotowujemy się na oddalenie powództwa jako nieudowodnionego co do kwoty a może i co do zasady - indywidualne okoliczności. To nie nasza rola udowadniać ile wynosi bieżąca suma zobowiązania. Bank wziął za rozliczanie kredytu 70-90% dotychczasowych spłat w postaci prowizji i odsetek, niech sam to robi. Jak dobrze rozliczy kredyt to i jemu wyjdzie że ma nam oddać i przeprosić za nękanie windykacją o nieuzasadnione nieistniejące roszczenia. A jak źle policzy i pójdzie z tym do sądu będziemy bezwzględni - nieudowodnione roszczenia nie istnieją.
Masz kasę na płacenie haraczu złodziejowi to znaczy że masz kasę na prawnika - zamiast haraczu. Killadziesiąt tysięcy to lekka przesada. No chyba że masz niezwykle skomplikowany i nietypowy przypadek kredytu. Przestań płacić haracz, poinformuj złodzieja o nadpłacie (lub o nieważności umowy) i czekaj (wspólnie z prawnikiem) na ruch złodzieja. Jeśli się boisz - trudno, będziesz do końca życia płacić haracz. Wybór należy do Ciebie.